Dzisiaj jest pierwszy od kilku tygodni wieczór, kiedy nie mam czegoś do zrobienia na przedwczoraj, żadnych rażących zaległości. Cud, miód, malina, imbir i cynamon. Ostatnio odkopałam w swojej szafie prawdziwą korę cynamonową i namiętnie raczę się wieczorami herbatą z imbirem, cynamonem i miodkiem. Mniam, polecam.
W sumie, to nic szczególnego się nie zdarzyło ostatnimi czasy, bo tyrałam od rana do rana, a jak już widziałam światełko w tunelu, to okazywało się, że to był nadjeżdżający pociąg. Najpierw artykuł, później sprawozdanie z realizacji grantu na zylion stron, bo przecież zamiast wydać tę kasę pożytecznie, to mogłam sobie tira lodów kupić, więc musiałam się wyspowiadać w formie pisemnej. A jak już to ogarnęłam, to dostałam radosnego maila od koleżanki, że tak sobie mailowała ze znajomym dutchem i pomyśleli, że może byśmy jakiś międzynarodowy zlot hodowców motyli zorganizowali. Bo przecież lubimy pracować, prawda? Tia, lubimy tyrać aż nam się pot z czoła strumieniami leje. No.
A zapomniałabym, pavulonova wigilia była i było tak fajnie, że aż sąsiad i "milicja" się do nas próbowała wprosić. I to dwa razy.
A teraz idę spać, bo przestaję panować nad zamykającymi się powiekami. Thiao!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz