5.03.2012

me&my ego

Impotencja. Twórcza, rzecz jasna. Albo twórczo-czasowa. Bo ja to nawet wenę mam i pomysł mam, co by tu napisać. Ale czasu nie mam, ni cholery. Jestem tak zarobiona, że czuje się, jak chomik popierniczający w kółku. Już nie, jak mały chińczyk w fabryce, bo to nie oddaje dramatyzmu sytuacji. Bardziej, jak niewolnik przy budowie piramid. Robota, gym - biegam (i nie myślę o całonocnym bzykaniu z pewnym atrakcyjnym kolegą, który obiecał mi ostatnio sex mojego życia. myślę o robocie), idę do domu i wciąż myślę o robocie, w domu siadam do roboty, spotykam się ze znajomymi, gadamy o robocie. Masakra - banda zarobionych 30-latków ubezwłasnowolnionych przez system. Dzisiaj przekroczyłam wszelkie granice, bo nawet na zakupy nie poszłam, bo pomyślałam, że jak zamówię w necie, to przywiozą do domu, a ja w tym czasie będę mogła spokojnie pracować zamiast z wózkiem po sklepie ganiać. A najbardziej frustrujące jest to, że człowiek jest w kieracie 24/7/365, to i tak ma zaległości i jest w nieustającym niedoczasie. A co. W sobotę doszłyśmy z koleżanką do wniosku, że przydałby nam się miesiąc niewymagającej roboty, możemy bułki sprzedawać albo w mało uczęszczanym solarium na wsi się zatrudnić. O. Wracam do roboty.

I jeszcze te 3 stówki mandatu. Nie powiem gdzie i jak bardzo mnie ściska ze złości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nakarm nowe rybki