26.01.2009

z łezką w oku

Dziś na sentymentalną nutę.

Dokładnie rok temu, w godzinach wieczornych, moja noga pierwszy raz stanęła na holenderskiej ziemi. Był to moment przełomowy, od tej chwili wszystko się zmieniło, moje życie wykonało zwrot o 180 stopni. I chociaż pierwsze dni nie wyglądały różowo, to był to początek największej przygody mojego dotychczasowego życia. Pół roku pełne nowych znajomości, nowych miejsc, nowych przygód, nowych pomysłów. Każdy dzień był przygodą i zawsze działo się coś nowego. W Hadze przeszłam prawdziwą szkołę życia. Świat należał do mnie, nie było rzeczy niemożliwych, trzeba górę przestawić? Nie ma sprawy, do usług. Tam mi się po prostu chciało chcieć, a teraz to już mi się nawet nie chce nie chcieć.

Wiem, że erasmus, to pół roku kompletnie poza rzeczywistością. Jedziesz gdzieś i dobrze się bawisz, to jest twój główny, o ile nie jedyny, obowiązek. Wiem że tak nie może wyglądać całe życie. Ale jak tu się nie smucić, skoro dzisiaj nie wydarzyło się nic. Kompletnie nic!!! Więcej od dłuższego czasu nie dzieje się nic.

Już słyszę głosy, że trzeba było tam zostać. Nie moi drodzy Państwo, tutaj nie chodzi o miejsce, tutaj idzie o stan ducha. A ten jest absolutnie fatalny.

Z fabryki nie zadzwonili, warszaty się nie odbyły, studia nudne, pracy brak, pomysłów brak, chęci na cokolwiek brak. Subiektywnie oceniejąc, 26 stycznia 2008 był 100 razy lepszy niż 26 stycznia 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nakarm nowe rybki