A ja wczoraj byłam na lodowisku ;D Baleriną na lodzie, to ja już raczej nie zostanę, ale ani raz kontaktu z powierzchnią cała powierzcnią ciała nie zaliczyłam, czyli pełen sukces! Żeby tam jeszcze jakiś sensowny dojazd tam ode mnie z mieszkania był, ehhh... na szczęście tym razem kolega wybawił mnie z komunikacyjnej przygody z mzk w tle i podrzucił samochodem. Na lodowisku spotkałam też znajoma, z którą mieszkałam w akademiku na pierwszym roku studiów. To były jednak piękne czasy, ohhh... i ehhhh... i ahhhh... ;D
Później miasto-pub-ja-piwo-znajomi-rano-choroba. Ale choroba nie była związana w żaden przyczynowo-skutkowy sposób z wypitym tego wieczora piwem. Jakiś wirus lata po mieszkaniu, ot co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz