29.05.2009

wyczucie chwili

No to ostatnio popełniłam notkę półrocza, długości małego eseju, ale co tam, sytuacja tego wymagała. Wywnętrzanie się wymaga przestrzeni, a że to moja prywatna przestrzeń, to sobie nie żałowałam.
A co.

Co nowego? lajf-gołs-on. Szef mnie zwizytował w ostatnim tygodniu i teraz nam się ciężko (ładny i pojemny semanycznie eufemizm) ze sobą współpracuje. Jak się spotykamy, to iskry z budynku idą. A ludziska naiwne myślą, że to fajerwerki nad miastem. Poza tym w związku z powszechnie znanym lenistwem kamilki, musi ona teraz pisać eseje na kilogramy. Tak to jest, jak się dwie sesje w czerwcu zalicza. Peszek i już. Teraz siedzę z dupencją i produkuje since-fiction. Taśmowo prawie.

A pogoda ma jak zawsze doskonałe wyczucie chwili - jak ja ze znajomymi, wybieram się na smooth jazz festival do zaprzyjaźnionego miasta Bydgoszczy, to musi lać deszcz strumieniami i pioruny muszą czaić się za każdą chmurką rechocząc złośliwie. No żesz-kurna, no.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nakarm nowe rybki