Coś Wam powiem - jest super. Nie, tym razem nie ironizuje. Wyjątkowo. No sami popatrzcie: mam fajną, interesującą pracę, piszę doktorat na jednym z lepszych uniwerków w kraju, mogę podróżować, bo nie mam żadnych zobowiązań, rozwijam się, mam fantastycznych rodziców i przyjaciół, jestem młoda, zdrowa, wykształcona. Czy ten oto obrazek nie wydaje się Wam zbyt idealny? Bo mi owszem. I węszę tutaj jakiś podstęp losu, jakąś spektakularną holistyczną katastrofę, która, jak już zetnie mnie z nóg, to będzie kopała nawet leżącego. Bo teraz jest za łatwo - nawet mój najnowszy problem, czyli przeprowadzkę udało mi się jakoś logistycznie zaplanować i nie będę musiała sama tych walizek targać. No cud miód malina... Mój znajomy opowiadał mi, że wiódł sobie takie fajne życie, dosyć długo i jak zagrzmiało, jak pierdyknęło, to chłopak szerzej oczy otwiera do dzisiaj i zastanawia się, czy to aby jego życie, czy ktoś mu podmienił, jak spał. No cóż, pozostaje mi mieć nadzieję, że moją rysą na szkle jest brak chłopa i muszę się tym wszech-powodzeniem cieszyć sama z sobą. Łel... takie lajf.
Inna sprawa, dzisiaj poznałam korzenie i etymologię "kulek mocy" i okazało się, że niewłaściwie używamy tego, nader interesującego, zwrotu. I zupełnie niesłusznie rozciągnęliśmy sobie samowolnie znaczenie na wszystko, co da się zmielić w paszczy. Kulki mocy są konkretne i jednostkowe. Obiecujemy poprawę, jak tylko uda mi się ustalić, czym tak właściwie są ;-)
Poza tym podczas dzisiejszej rozmowy z T. pojawia się całkiem kusząca myśl napisania książki. Tak, nie macie omamów wzrokowych. No trzeba jakoś na życie zarobić, co nie? A ja to podobno droga w utrzymaniu jestem. Ciekawe tylko ile T. zażąda za pomysł, będzie forty-forty z wydawnictwem a reszta dla niego, hihihihi.
Przyznać się, kto zanabyłby czytadło mojego autorstwa? Tylko sczerze mi tutaj, żebym bez sensu papieru nie marnowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz