Nie wiem, czy się z Wami już dzieliłam, moimi najnowszym auto-refleksjo-obserwacjami. Nie? No na pewno już się doczekać nie możecie. Zatem stało się moi drodzy - udomawiam się, osiedlam i co tam jeszcze można by powiedzieć. Może to nie jest jeszcze syndrom wicia gniazda, bo pisklaków, na szczęście brak, ale, ale.... no jak inaczej nazwać sadzenie kwiatków? Zanabyłam sobie doniczki sztuk 4 (miały być 2, ale kamila nie zajrzała do kartoników), zanabyłam ziemię kwiatkowo-warzywną (z odżywką, a jak) i do dzieła. I ni etam jakieś ready-made-roślina z supermarketu, co to to nie. Nie idziemy na łatwiznę, ja sobie z nasionek hoduję roślinki, ha! Co prawda za bardzo nie wiem, co z tego wyrośnie, bo sponsorem nasionek jest T., ale gwarantował, że wyrosną w oka mgnieniu. Tylko podlewać trzeba. Zastanawiam się nad przypomnieniem w komórce - co 3 dni: nawadnianie.
Szczena Wam opadła? No to słusznie. Jak byście mnie widzieli - na kolanach, w pokoju, grzebiącą w tym czarnoziemie... no obrazek godny zapamiętania, bo może już nigdy się nie powtórzyć. Moje współlokatorki najpierw miały oczy wielkości 5 zł, a później kulały się ze śmiechu w przedpokoju.
Wiecie, bo ja się przysposabiam do posadzenia drzewa a później do wybudowania domu. Z płodzeniem syna, to sobie odpuszczę. Wszystko trzeba powoli, drobnymi kroczkami, żebym się nie przestraszyła i przyzwyczaiła do odpowiedzialności. Jak roślinki przeżyją, to może sobie rybki zahoduje i w tak cichaczem, bez zbędnych emocji, przejdę do kolejnego levelu.
Szczena Wam opadła? No to słusznie. Jak byście mnie widzieli - na kolanach, w pokoju, grzebiącą w tym czarnoziemie... no obrazek godny zapamiętania, bo może już nigdy się nie powtórzyć. Moje współlokatorki najpierw miały oczy wielkości 5 zł, a później kulały się ze śmiechu w przedpokoju.
Wiecie, bo ja się przysposabiam do posadzenia drzewa a później do wybudowania domu. Z płodzeniem syna, to sobie odpuszczę. Wszystko trzeba powoli, drobnymi kroczkami, żebym się nie przestraszyła i przyzwyczaiła do odpowiedzialności. Jak roślinki przeżyją, to może sobie rybki zahoduje i w tak cichaczem, bez zbędnych emocji, przejdę do kolejnego levelu.
Nie mogę się owstrzyamć od tego komentarza. Ja bym na Twoim miejscu uważał na nasionak sponsorowane przez T. :) To może się źle skończyć :P
OdpowiedzUsuńbuhaha to do powyzszego:)tez nie moglam sie powstrzymac
OdpowiedzUsuńE.
Moi drodzy, spieszę Was uspokoić, iż nasionka nie wykazują żadnej niepokojącej aktywności, śpią sobie spokojnie w doniczkach na parapecie. W sumie, to nie wiem ile czasu potrzebują, żeby wyjść na powierzchnię, ale będę Was na bieżąco informowała w dodatku specjalnym: z pamiętnika domowego ogrodnika ;)
OdpowiedzUsuń