Także tego... no nie było mnie troszku, prawda? Tęskniliście chociaż troszeczkę? Nie? No trudno i tak wróciłam, czy Wam się to podoba czy też nie :P Wiecie, im ciekawsze jest moje życie, tym mniej piszę w Internecie, co znaczy ni więcej ni mniej, tylko, że mam co opowiadać. A działo się działo...
Moje ogrodnicze zapędy nabrały mocy, bo roślinki, o dziwo, wykiełkowały i mają się bardzo dobrze. Znaczy miały się dobrze do tej pory, nie wiem, jak teraz skoro T. przestanie je odwiedzać. W końcu nikt nie wie, jak silna więź emocjonalna ich łączyła. A teraz, kiedy T. zniknął tak z mojego, jak i z żywota roślinek, istnieje niebezpieczeństwo, że wespół zaczniemy więdnąć i powoli usychać. Oprócz ogrodnictwa doniczkowo-parapetowego mam też inne, nowe hobby - hula-hop. No wkręciło mi się na maxa.Nie powiem, łatwo nie było. Tydzień mi zajęło opanowanie techniki kręcenia dupencją w odpowiednim rytmie. Ale teraz jest git, kręci się ile wlezie. Obawiam się jednak, że sąsiedzi nie podzielają mojego entuzjazmu, bo hula-hop obciążony wodą spadający na panele o 2 w nocy musi wydawać pasqdne dźwięki piętro niżej.
Moja błyskotliwa kariera zawodowa żyje sobie własnym życiem i podąża własnym torem, którego trajektoria czasami jest ode mnie niezależna. Powiem Wam, że swego czasu zostałam nawet business-woman, współwłaścicielką obiecującej dzialalności gospodarczej. Już, już myślałam, że znalazłam wreszcie maj-łej do bycia obrzydliwie bogatą pannicą przed trzydziestką. Ale jak zapewne się wszyscy spodziewają nic nie może być łatwe i proste, raczkujący interes znajduje się na krawędzi przepaści. Cóż takie życie.
Dało też o sobie znać moje nieudane życie emocjonalne, nie dałam rady, zebrało mi się na szczerość, spier*** wszystko jak się patrzy, usiadłam sobie samiutka w ciemnym kącie i tak siedzę. I się wygrzebać nie mogę... Także tego, no wesoło nie jest. To niesprawiedliwe zostawiać tak kamilę samą z roślinkami na wychowaniu, rozgrzebanym zaufaniem i przywiązaniem... Nie, no mam nadzieję, że już niebawem zobaczę światełko w tunelu. I to nie będzie nadjeżdżający pociąg...
Ze złotych myśli kamili na dzisiaj, to proponuję zapamiętać, że tak już kiedyś tutaj pisałam, walka o lepsze jutro może zakończyć się jeszcze gorszym pojutrzem. A i nigdy nie mów zawsze. Zawsze rodzi przywiązanie a przywiązanie, to już śliska i ryzykowna sprawa.
Tym optymistycznym akcentem kończę mój po-przerwowy post powitalny. I trzymajcie za mnie kciuki, co bym dała radę.
Moje ogrodnicze zapędy nabrały mocy, bo roślinki, o dziwo, wykiełkowały i mają się bardzo dobrze. Znaczy miały się dobrze do tej pory, nie wiem, jak teraz skoro T. przestanie je odwiedzać. W końcu nikt nie wie, jak silna więź emocjonalna ich łączyła. A teraz, kiedy T. zniknął tak z mojego, jak i z żywota roślinek, istnieje niebezpieczeństwo, że wespół zaczniemy więdnąć i powoli usychać. Oprócz ogrodnictwa doniczkowo-parapetowego mam też inne, nowe hobby - hula-hop. No wkręciło mi się na maxa.Nie powiem, łatwo nie było. Tydzień mi zajęło opanowanie techniki kręcenia dupencją w odpowiednim rytmie. Ale teraz jest git, kręci się ile wlezie. Obawiam się jednak, że sąsiedzi nie podzielają mojego entuzjazmu, bo hula-hop obciążony wodą spadający na panele o 2 w nocy musi wydawać pasqdne dźwięki piętro niżej.
Moja błyskotliwa kariera zawodowa żyje sobie własnym życiem i podąża własnym torem, którego trajektoria czasami jest ode mnie niezależna. Powiem Wam, że swego czasu zostałam nawet business-woman, współwłaścicielką obiecującej dzialalności gospodarczej. Już, już myślałam, że znalazłam wreszcie maj-łej do bycia obrzydliwie bogatą pannicą przed trzydziestką. Ale jak zapewne się wszyscy spodziewają nic nie może być łatwe i proste, raczkujący interes znajduje się na krawędzi przepaści. Cóż takie życie.
Dało też o sobie znać moje nieudane życie emocjonalne, nie dałam rady, zebrało mi się na szczerość, spier*** wszystko jak się patrzy, usiadłam sobie samiutka w ciemnym kącie i tak siedzę. I się wygrzebać nie mogę... Także tego, no wesoło nie jest. To niesprawiedliwe zostawiać tak kamilę samą z roślinkami na wychowaniu, rozgrzebanym zaufaniem i przywiązaniem... Nie, no mam nadzieję, że już niebawem zobaczę światełko w tunelu. I to nie będzie nadjeżdżający pociąg...
Ze złotych myśli kamili na dzisiaj, to proponuję zapamiętać, że tak już kiedyś tutaj pisałam, walka o lepsze jutro może zakończyć się jeszcze gorszym pojutrzem. A i nigdy nie mów zawsze. Zawsze rodzi przywiązanie a przywiązanie, to już śliska i ryzykowna sprawa.
Tym optymistycznym akcentem kończę mój po-przerwowy post powitalny. I trzymajcie za mnie kciuki, co bym dała radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz