22.11.2009

dzień życzliwości

Dżizas.. ale jestem zmęczona. Dzisiejsze zajęcia z młodą polską inteligencją wyssały ze mnie ,ostatki przydziału energii, przeznaczonego na mijający właśnie tydzień. I nawet moczenie dupencji w wannie pełnej piany nie pomogło. Zjazd absolutny.

Nooo... i jak tak się taplałam w wanno-wodno-piance, to doszłam do wniosku, że zeszły tydzień, to była jakaś masakro-katastrofa porównywalna z atakiem na WTC. Wszystko mi się poprzestawiało i podziurawiło, jak ser holenderski (nie, nie szwajcarski). Poniedziałek, znany powszechnie, jako fuck-dej, rozpoczął się od odprawienia z kwitkiem pewnego delikwenta i jak się można domyślać później było już tylko gorzej. I tak się umartwiałam, samo-maltretowałam emocjonalnie i biczowałam przez resztę tygodnia. Ale dzisiaj w tej wannie, doznałam oświecenia - no przecież trochę dystansu panie i panowie. Jeden rozdział się zamyka ale drugi otwiera. Zatem głowa w dół, klapki na oczy, żeby za dużo nie widzieć i do przodu!

A dzień życzliwości dzisiaj mieliśmy... także tego... życzliwie mówię Wam goedenacht.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nakarm nowe rybki