15.08.2010

kaco-lek

Uwaga, post zawiera treści dostępne po okazaniu dowodu osobistego. Jak go nie masz, to se idź, jak masz czuj się zaproszony, jak dowód zabrał Ci wnuk przed wyborami, to okaż odcinek od renty/emerytury.

Sposobów na kaca tyle ilu pijących, czyli niezliczona ilość. Jedne sposoby są bardziej oczywiste inne mniej, moim faworytem w kategorii "dziwactwa" jest spalony tost. Tylko mnie nie pytajcie, dlaczego, bo nie wiem. Wyczytałam gdzieś w czeluściach ynternetu. Zdradzę Wam w tajemnicy, że wieść gminna niesie, iż niezawodnym sposobem na kaca morderce, co nie ma serca, jest nie pić dnia poprzedniego. No ale... nie znamy się od wczoraj, prawda? Wiem, że takie rozwiązanie rzadko wchodzi w grę. I w związku z tym, ze kacor bywa nieodłącznym elementem mojego żywota, ostatnimi czasy nurtuje mnie pewna kwestia, jaki jest związek przyczynowo skutkowy między kacem a sexem. A dokładnie, to między brakiem kaca dnia następnego a sexem nocy uprzedniej? Bo nijak nie kumam, a chciałabym. Prawdę objawioną o współzależności tychże dwóch czynników sprzedał mi Pan M. i o ile w skórę Pana M. wejść nie mogę, to postanowiłam sprawdzić na sobie. A co tam, niech stracę. Poświęcę się dla dobra nauki. Moi drodzy - działa. Sprawdziłam kilka razy, oczywiście żeby przypadkowo nie zafałszować wyników eksperymentu. I o ile po suto zakrapianej imprezie, zwykle budził mnie tupot gołębi, szelest liści i cholerny kaco-ból głowy, to po użyciu sexu, nic. Jak młoda bogini. Ciekaweee, ciekawee.

A Wy testowaliście już taki kaco-lek? A może wiecie dlaczego działa? :)

Inna po łikendowa sprawa, ja und Pan M.,wstajemy sobie świtem około 14.30, dokonujemy szybkiej oceny sytuacji i już wiemy, że na śniadanie za późno, a gotowanie nie znajduje się w zasięgu naszych zdolności psycho-fizycznych. Pytamy wujka googla, co i gdzie zamówić, dzwonimy do najbliższego mi chinczyka i próbujemy dogadać się z Panią, która była bardziej wczorajsza niż my. Jak już przebrnęliśmy przez etap zamawiania i Panu M. przed oczami jawiła się wizja dużej butelki pepsi na naszym stole, to okazało się, że do dwóch dwudaniowych obiadów dostaliśmy butelkę peepsi o pojemności 0,2l. O żesz, 0,2.Rozumiecie? no mniejszych chyba nie produkują. Widok dużego, postawnego pana, który targa w jednym reku sporą reklamówkę z jedzeniem a w drugiej dzierży tę małą buteleczkę pepsi - absolutnie bezcenny. Mamy też, wespół z Panem M., dobrą radę - otóż nie zamawia się pikantnej zupy w 34 stopniowym upale i nie ogląda się von Triera do niedzielnego obiadu. O.

1 komentarz:

  1. nie ogląda się go do niedzielnego obiadu, to zbrodnia...aby nie powiedzieć samokalectwo ;p

    OdpowiedzUsuń

nakarm nowe rybki