W piątek miałam okazję kolejny raz sprawdzić, czy aby na pewno sex z kacem mają jakiś związek przyczynowo-skutkowy. Ręczę, że mają. Celibat + sporo alkoholu przeróżnej maści w piątek = mega kac w sobotę. Naprawdę rzadko przeklinam, ale jak w sobotę otworzyłam oczy, to jedyne, co pomyślałam, to "o żesz kur..de fajans". Nawet włosy mnie bolały i miałam nieodparte wrażenie, że mam obrzęk mózgu, który nie mieści się już w czaszce. Masakra, rzeź niewiniątek w najgorszej z postaci. Cały dzień błąkałam się, jak takie dziecko we mgle na Islandii i szukałam szczęścia, które tego dnia było świętym spokojem. A mama mówiła:"dziecko nie pij".
A w niedzielę, w ramach urozmaicania sobie życia, spółdzielnia pracy "pavulony" wybrała się na żużel. Bilans wycieczki jest taki:
1h w drodze na stadion plus szukanie parkingu w burzy i deszczu,
10 min droga w deszczu z parkingu na stadion,
1,5h gapienia się, jak utwardzają tor,
1 bieg juniorów i odwołany mecz z powodu burzy i ulewy,
10 min drogi ze stadionu na parking brodząc w błocie i wodzie po samiuśkie kolana,
1,5h stania w korku do wyjazdu z parkingu.
Nauczka, żeby nigdy nie jeździć samochodem na moto-arene - bezcenna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz