13.07.2011

koło

Po wsi chodzą plotki, że ludzie uczą się na błędach, szczególnie własnych. No to albo plotki kłamią, albo ja jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. Jedna praca magazynerska, druga praca magazynierska, artykuły, konspekty i inne pierdoły, a ja nadal NICZEGO się nie nauczyłam. Nul, zero wniosków, poprawy, głębszej refleksji, czy czegoś innego wynikającego z doświadczenia życiowego. Przy doktoracie robię dokładnie to samo, co zawsze. Identycznie, jak na ksero. Wszystko na ostatnią chwilę wspomagane totalnym wyparciem i zaprzeczeniem. Ja? Doktorat? Pisać? Badać? Nieeee, no w życiu, pomyłka jakaś. Przecież trzeba wyprać firanki i zasłony (nawet jak ich nie mam), trzeba umyć okna, drzwi, koniecznie odsunąć szafki w kuchni i tam też posprzątać, trzeba przesadzić posiadane roślinki i koniecznie posadzić nowe, absolutnie koniecznie jest robienie domowego pesto, sałatek, galaretek i innych kulinarnych wynalazków, poza tym trzeba pomyśleć o nowym image - bo przecież ile można być blondynką? Na koniec konieczne jest przemyślnie wszystkich swoich życiowych wyborów, tych przeszłych i przyszłych. Później należy dojść do wniosku, że życie wymaga gruntownej przebudowy, a to przecież wymaga równie gruntownej refleksji. I tak w koło.

Jak tak dalej pójdzie, to ja prędzej dostanę do redagowania kolumnę kulinarną w "pani domu" niż tytuł doktora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nakarm nowe rybki