Dzisiaj prasowałam. Boshhh, toż to tortura! Ja będę mogła dla mojego męża zrobić wiele, naprawdę wiele, ale koszule to on sobie będzie prasował sam. A jak będzie dobrym mężem (oczywiście, że będzie) to wyprasuje i moje. Zastanawiałam się też podczas tego koszmaru, jak to jest, że najfajniejsze ubrania, czyli te, ktore noszę najczęściej, prasują się tak, że mam ochotę zacząć nosić koszule non-iron, ewentualnie powiesić się na kablu od żelazka? Dramat! Ale dzisiaj Kamila była dzielną dziewczynką i wyprasowała wszysto, wszyściutko. Teraz mam tyle redi-tu-łer ciuchów, że nie wiem, co wybrać.
Jestem też zła na siebie, poważnie. Bo ja to taka chyba trochę nieprzystosowana do życia jestem, kto w XXI wieku przywiązuje się do ludzi? No nikt przy zdrowych zmysłach. Tylko takie naiwne pannice, jak ja zostały i mają za swoje. Ale ciiii, jakby ktoś pytał, to jestem młoda, wykształcona, dynamiczna, niezależna, pewna siebie i co tam jescze trzeba, żeby być super-hiper-trendy-singiel-woman.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz