Jesteście zadowoleni z pracy? tak pytam, bo od wczorajszego popołudnia siedzę i przygotowuję zajęcia dla studentów, padam na facjatę a jestem jeszcze hen, hen w polu. I tak mi przyszła refleksja, że oranie w działce "edukacja wyższa" to nie jest jakaś hiper wypasiona robota. Bo, żeby studentów zabawić przez 90 min, to ja tutaj siedzę 3 dni. I nie dosyć, że o zgrozo, muszę to robić po angielsku, to na dodatek wiecie zajęcia, to jak cyrk - musi grać, śpiewać i dawać maksimum rozrywki. Nie wiem, czy ja się do tego nadaje, bo szlag mnie trafia, że ja tutaj pół życia spędzam nad książkami przygotowując zajęcia, uczę się mega dziwnych i jeszcze bardziej nieprzydatnych słówek in-inglisz a oni mają to w 4 literach. Dziżas, chyba frustracja mnie dopada.
I powiem Wam, że niepokojące jest to, że zachciało mi się uczyć nawet nieregularnych czasowników holenderskich, jeżeli tylko będzie to wymówka od przygotowywania zajęć. Inna sprawa, że przez studentów musiałam odwołać piątkowy dutch. No dramat Wam powiem, dramat, kto wymyślił konsultacje?!
I powiem Wam, że niepokojące jest to, że zachciało mi się uczyć nawet nieregularnych czasowników holenderskich, jeżeli tylko będzie to wymówka od przygotowywania zajęć. Inna sprawa, że przez studentów musiałam odwołać piątkowy dutch. No dramat Wam powiem, dramat, kto wymyślił konsultacje?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz