25.05.2009

rozoważna i zmęczona

Dzisiaj mój znajomy, nowy czytacz, powiedział mi, że mój blog, to nic a nic osobisty nie jest. Ani troszeczkę. I jak tak patrzę, to może w sumie ma racje. Od marca osobistość moich notek przybrała tendencję spadkową i od jakiegoś czasu utrzymuje się na niezmiennym poziomie komentatorskim. I myślę sobie, że chyba tak jest lepiej. Jak coś mi leży na wątrobie, to powiem to konkretnej osobie fejs-tu-fejs. A na blogasie, to wylewam z siebie żółcie natury raczej ogólno-światopoglądowej. Przeszkadza Wam to jakoś? ;-)

Zauważyłam też jednak, że ostatnimi czasy, trzymam swój jezyk, myśli i ręce uderzające w klawiaturtę na bardzo krótkiej smyczy. Trzy raz się zastanowię zanim coś opublikuję. Nie to, żebym wierzyła, że moje słowa mają jakąś tam moc, co to to nie, ale po co później się wstydzić ;-)

Ostatnie dni były dla mnie męczące. Boss mnie prześladował, obserwował, nachodził i oceniał. Tak się spięłam tymi jego hoispitacjo-wizytacjami, że tak się spięłam w sobie, że terz zakwasy mam i chodzić nie mogę. Poważnie.

Poza tym, to poprzedni tydzień ogłosić należy tygodniem wody niechcianej. Najpierw w naszym mieszkaniu zalała nas sąsiadka (o czym już wspominałam) a później, podczas mojej wizytacji u parentsów, pękła rura w łazience i w nocy zrobił nam się basen na parterze domu. Masakra!

A jutro Mammmita's dej! Nie zapomnijcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nakarm nowe rybki