Taplając się w wannie doszłam do epokowych wniosków - lubię moje życie. Oczywiście mam kilka zastrzeżeń, z których największe, to słowo na "d", ale tak generalnie, to nie jest źle. Jednak od dłuższego czasu prześladuje mnie irracjonalna potrzeba zmiany, zmiany, zmiany. Obsesja niemalże. Kusi mnie, żeby zmienić pracę, kusi mnie żeby zmienić miejsce życia i bycia, kusi mnie żeby zmienić samochód, komputer i telefon, kusi mnie żeby zmienić kolor włosów i markę podkładu do twarzy. Skąd to wszystko się bierze? Wyczuwam w sobie jakąś nieposkromioną potrzebę rozwoju i korzystania z życia, bo jak nie teraz, to kiedy? Świat stoi przede mną otworem, nie mam żadnych ograniczeń i zobowiązań, nic mnie tutaj nie trzyma. Chyba czas się ruszyć z miejsca.
Tak sobie właśnie myślę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz