Jednak jest jakiś pożytek z mężczyzn, z którymi się spotykam/spotykałam. Motywują mnie do odkrywania w sobie umiejętności o które sama bym siebie nie podejrzewała, mam wrażenie, że moja własna mama nie wpadłaby, że mogę takich cudów dokonywać. Pan M. zapoczątkował serie kuchennych rewolucji w wersji na ostro, które skończyły się równie szybko, jak i znajomość z nim samym. Mój najnowszy męski nabytek - Pan P.- zdecydowanie woli kuchenne rewolucje na słodko. A że dla mnie rzeczy niemożliwych nie ma, to podjęłam wyzwanie - tiramisu. Prawdziwe, z mascarpone i amaretto, żadne tam proszkowe dziadostwa. Trochę ambicjonalnego samozaparcia, zakupy, wujek Google w asyście i voila! Cud deser i czerwone szpilki sprawiły, że Pan P. na kolanach błaga o kolejne spotkanie. A ja przecież zarobiona jestem, czasu nie mam, nie wiem, kiedy uda mi się znaleźć dla niego czas w moim napiętym grafiku :P Ha, nauka jednak nie poszła w las!
Ps. Pisałam, że spotykać się z mężczyzną, który nie wie o blogu jest bezcenne? No to dodatkową zaletą Pana P. jest to, ze nie mieszka w Toruniu, co otwiera przede mną nowe możliwości... naukowo-zawodowe oczywiście :D
Za autopsji wiem, że wszyscy "Panowie P" to skończone dranie bez polotu i fantazji:)
OdpowiedzUsuńHmmm... no nie wiem, nie wiem, trzeba zrobić poważne badania naukowe i poszukać jakiejś prawidłowości i/lub zależności :) Pan P. może nie grzeszy ponadprzeciętną wyobraźnią i fantazją, ale na drania to chyba zadatków nie ma. W przeciwieństwie do Pana M., ale Ty z kolei z Panami M. masz jak najlepsze doświadczenia :D I weź tu próbuj jakieś wnioski wyciągnąć na przyszłość ;)
OdpowiedzUsuń