pół roku minęło, jak jeden dzień. tyryryryry. No nie było mnie, w sensie nie pisałam, nie miałam weny jakoś i ogólnie no nie składało się. Zajęłam się życiem a zaniedbałam pisanie o życiu. No ale sorry, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto pisze bloga bez żadnych przerw. Oko jakoś nadal nie podbite żadnym kamlotem, więc wracam do blogowego żywota!
A jakby ktoś chciał podziękować sprawcy tego cudownego zmartwychwstania blogowego, to mój kolega przyjmuje wyrazy wdzięczności w postaci wysokogatunkowych napojów wyskokowych. Zbiórka u mnie, ja przekażę zainteresowanemu, jak się z nim, kiedyś tam, spotkam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz