7.08.2011
pan laptok był chory i leżał w łóżeczu
Mój laptok - o wdzięcznym imieniu Leon (jak Messi!)- to jest typowy facet. Już myślałam, że przez 3 lata nierozerwalnego związku emocjonalnego i zamieszkiwania pod jednym dachem, udało mi się zaszczepić w nim jakiś kobiecy pierwiastek. Ale nie, jednak nic z tego. Laptok Leon od czasu, kiedy ze mną zamieszkał nie cierpiał na żadne dolegliwości, cierpliwie i dzielnie znosił obicia i siniaki, które czasami sobie nabijał spadając z łóżka lub biurka. Zdarzały się też drobne oparzenia, bo niechcący oblałam go gorącą kawą czy herbatą. Leon zawsze był dzielny, otrzepywał okruszki z klawiatury i działał dalej bez zarzutu. Nie raz i nie dwa byłam dumna, że z niego taki twardziel. Aż tu nagle, bez żadnych wcześniejszych objawów choroby, blue screen i Leon stracił przytomność. I tak kilka razy. Pytam, czy mu jakoś mogę pomóc, może złapał jakiegoś wirusa, czy coś. Ale Leon nic, już myślałam, że to jakieś niegroźne przeziębienie, ale Leon znowu stracił kontakt ze światem. Zmartwiona piszę do najlepszego laptoko-lekarza, na sygnale pędzę na prywatną wizytę o średnio przyzwoitej porze, a Leon co? A Leon na widok wykwalifikowanego personelu technicznego ozdrowiał, no cudowne uleczenie, ręce i wzrok, które leczą. I ani myśli powiedzieć, co go boli. Jak każdy facet, w domu umiera, a jak go zaprowadzić do lekarza, to w poczekali cudownie zdrowieje. Po powrocie do domu znowu mu się pogarsza ale do lekarza już zaciągnąć go wołami się nie da. I mój laptok Leon identycznie - u laptoko-lekarza ozdrowiały, cud, miód, malina. Śmiga na prawo i lewo, przetwarza dane aż furczy. Wróciliśmy do domu, to znowu ma czasowe problemy z kontaktem z rzeczywistością. I weź tu bądź mądrym i pisz doktorat w takich warunkach. To se po prostu ne da.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo proszę Panią o kontakt mailowy na rutkowska.szabla@gmail.com. Mam dla Pani ciekawą propozycję.