Chyba odkryłam klucz do zadowolenia, w każdym razie na mnie działa. Tak to się już składa, że życie przeplata: trochę zimy, trochę lata, raz się udaje a innym razem już niezupełnie. I człowiek siedzi i się tak zastanawia, a gdybym zrobiła inaczej, to może teraz byłabym szczęśliwsza? bogatsza? piękniejsza? mądrzejsza? A dlaczego nie ja tylko ona i dlaczego on mnie nie chciał? Może ja go kochałam? Może ta decyzja nie była najtrafniejsza? A dlaczego ja nie dostałam awansu? i podwyżki? może trzeba było się bardziej starać? a może mniej stawiać? może trzeba było wtopić się w tłum i zlać z szarą masą? Może powinnam była zmienić pracę? A może trzeba było zostać daleko stąd? Może to, a może jeszcze tamto. I co nam z tego wszystkiego? No nic, zajebiście wielkie NIC. I im bardziej się człowiek w to nic pogrąża, tym bardziej staje się nieszczęśliwy. I tutaj moja złota myśl - przeszłości nie ma, jest tylko przyszłość i teraźniejszość. I trzeba wbijać to sobie do łba, aż do skutku. I od razu wszystko staje się prostsze i jaśniejsze. Im szybciej to zrozumiemy, tym łatwiej przyjdzie zrezygnować nam z tego kim byliśmy na rzecz tego kim będziemy. I tak właśnie doszłam do porządku i względnego zadowolenia w życiu. Koniec życiowych mądrości. Amen.
Ps. Cyfrówka śmiga, aż miło.
Moja mądra blond główeczka !!!:) jednak przydały się te wszystkie przegadane wieczory, co w rodzinie to nie zginie i basta;)
OdpowiedzUsuń